Czy wyjazd do kraju anglojęzycznego wystarczy, aby nauczyć się angielskiego?
Jestem pewna, że każdy z was, kto kiedykolwiek uczył się angielskiego przynajmniej raz zadał sobie pytanie postawione w tytule. Czy możliwe jest opanowanie języka angielskiego w sposób, który nie zakłada jednocześnie żmudnego powtarzania słówek, inwestycji w tony podręczników czy zajęcia w szkole językowej? Czy języka obcego możemy nauczyć się jedynie dzięki przebywaniu za granicą i czy warto taki wyjazd sobie zorganizować, aby poprawić swoje obecne umiejętności? W dzisiejszym wpisie pomogę rozwiać wątpliwości związane z tematem wyjazdów zagranicznych oraz wyjaśnię dlaczego odpowiedź nie jest jednoznaczna i brzmi: to zależy. Jeżeli sami planujecie dłuższy pobyt w kraju anglojęzycznym i zastanawiacie się czy warto podjąć wyzwanie i rzucić się na głęboką wodę, to zdecydowanie powinniście czytać dalej.
Co jakiś czas w mojej skrzynce mejlowej ląduje wiadomość od kogoś, kto waha się czy zainwestować większe pieniądze w kurs językowy w Wielkiej Brytanii lub ma okazję wyjechać tam na dłużej. Podjęciu takiej decyzji towarzyszy oczywiście sporo nerwów i niepewność, czy taka forma nauki rzeczywiście się sprawdzi. Takie osoby szukają wtedy mojej opinii i bardzo często oczekują, że będę w stanie określić, czy ich poziom zaawansowania (i o ile konkretnie!) zwiększy się po takim pobycie. Mimo, że jestem bardzo doświadczonym lektorem i sama mieszkałam w Londynie jakiś czas, to w takich przypadkach mimo że bardzo bym chciała, to jednak nie jestem w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi na tak, bądź na nie. Dlaczego? Ponieważ wiem, że powodzenie takiego planu wiąże się z szeregiem różnych czynników, z których wiele osób nie zdaje sobie sprawy, a o tym poniżej.
Wychodzenie ze strefy komfortu
Założę się, że na pewno nie raz natknęliście się gdzieś na popularne przekonanie, że tylko pobyt w kraju, którego języka się uczycie pozwoli wam przełamać barierę w komunikowaniu się i osiągnąć upragnioną płynność. Niektórzy twierdzą wręcz, że nauka w Polsce to strata czasu i wystarczy poprzebywać trochę wśród native speakerów, a nasze mózgi będą chłonąć wiedzę jak gąbka i ani się obejrzymy a nasze umiejętności zaczną poprawiać się praktycznie bez wysiłku. O ile otaczanie się językiem to zdecydowanie najlepsza metoda nauki jakiegokolwiek języka obcego, to diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach, a sam wyjazd za granicę niczego niestety nie gwarantuje. Wszystko zależy od tego, jak w praktyce wygląda nasz kontakt z językiem obcym i czy faktycznie wyciskamy z niego wszystko, co się da.
Wyobraźcie sobie dwie sytuacje i dwie dziewczyny, z których każda znajduje się na mniej więcej tym samym poziomie angielskiego. Obie dziewczyny pewnego pięknego dnia decydują się na wyjazd do Wielkiej Brytanii – pierwsza w celach zarobkowych, druga na miesięczny kurs językowy organizowany przez szkołę językową. Pierwsza osoba znajduje zatrudnienie w brytyjskim pubie, w którym wśród pracowników nie ma ani jednego Polaka i wynajmuje mieszkanie z kilkoma osobami, z których każda jest innej narodowości. Wszystkie sprawy związane z pracą i mieszkaniem załatwia sama i mimo że stanowi to dla niej źródło ogromnego stresu, to jest na to skazana, gdyż nie ma nikogo do pomocy.
Druga jedzie na kurs z najlepszą koleżanką (bo razem przecież raźniej), w szkole trafiają do grupy, w której poznają kilku obcokrajowców, ale również innych Polaków, a wolny czas po zajęciach spędzają głównie w swoim towarzystwie. Kiedy trzeba coś załatwić po angielsku, proszą kolegę, który z angielskim radzi sobie w klasie najlepiej, bo wstydzą się, że mogłyby popełnić jakiś błąd, a przecież to nie wypada i w ogóle straszny obciach. Zwłaszcza kiedy jest się na kursie za granicą, który swoje kosztował.
Zgadnijcie, która z bohaterek prawdopodobnie skorzysta na swoim wyjeździe dużo bardziej? No właśnie;)
To oczywiście bardzo uproszczone przykłady i nie w każdym przypadku efekty będą takie same, bo wiele zależy od naszej motywacji, determinacji lub chociażby długości samego pobytu. Najważniejszy wniosek płynący z tych historii jest jednak taki, że wyjeżdżając do obcego kraju, zwłaszcza po raz pierwszy, zmuszeni jesteśmy do poruszania się poza swoją strefą komfortu, którą powiedzmy sobie szczerze – mało kto lubi opuszczać. Prawda jest taka, że to właśnie tam, poza naszą dobrze znaną i przyjemną strefą komfortu, zaczyna się prawdziwa nauka. Bez jej opuszczania, bez rzucania się na głęboką wodę w sytuacjach, które tego wymagają – zamiast zyskać, tracimy bezcenną możliwość używania języka w jego naturalnych warunkach i w różnych kontekstach, które poprzednio nie raz były pewnie sztucznie kreowane podczas zajęć w szkole językowej. Jeżeli więc chcecie jak najwięcej wycisnąć ze swojego zagranicznego wyjazdu, w pierwszej kolejności musicie się przygotować na regularne opuszczanie swojej strefy komfortu, a najlepiej jeśli porzucicie ją w ogóle, o ile to możliwe:)
A co mogłyby zrobić dziewczyny ze szkoły językowej, żeby skorzystać na swoim wyjeździe dużo bardziej? Na początek mogłyby upewnić się, że w grupie do której trafią nie będzie żadnych innych Polaków, a czas wolny spędzać ze swoimi kolegami z innych krajów w ten sposób maksymalizując swój kontakt z językiem również i poza zajęciami. Mogłyby też umówić się, że przynajmniej kiedy znajdują się w towarzystwie innych obcokrajowców będą komunikować się między sobą wyłącznie po angielsku. (Tak na marginesie, to nie wiem czy wiecie, ale w Wielkiej Brytanii rozmawianie w międzynarodowym towarzystwie w waszym ojczystym języku uważane jest po prostu za niegrzeczne.)
Oczywiście nie twierdzę, że taki kurs, to pieniądze wyrzucone w błoto i że nasze bohaterki nic by z niego nie wyniosły, bo z pewnością tak nie jest. Sądzę jednak, że efekty, na które liczyły mogłyby je mocno rozczarować. I znając życie prawdopodobnie nawet nie przyszłoby im do głowy, że zupełnie nieświadomie sabotowały swoją własną naukę.
Sam wyjazd to nie wszystko
Niezwykle trudno wytrzymać w postanowieniu używania wyłącznie angielskiego, kiedy nie jest to absolutnie konieczne. To zupełnie normalnie, że wolimy czuć się bezpiecznie w naszej strefie komfortu i o ile sytuacja tego bezwzględnie nie wymaga – wolimy w niej pozostać. Dlatego przebywając z innymi Polakami, spędzając swój czas wyłącznie z nimi nie kreujemy w ten sposób żadnych sytuacji zmuszających nas do wykorzystywania języka. A przynajmniej znacznie ograniczamy sobie te możliwości.
Na moje zajęcia trafiła kiedyś osoba, która kilka lat mieszkała i pracowała w Wielkiej Brytanii. Pamiętam, że podczas rozmowy telefonicznej poprzedzającej lekcję nawet nie spytałam jej o swój obecny poziom, gdyż założyłam, że będzie co najmniej komunikatywny. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że ta osoba ledwo potrafiła powiedzieć kilka podstawowych zdań po angielsku. Dopiero później przyznała, że podczas swojego pobytu mieszkała z partnerem z Polski, robiła zakupy wyłącznie w polskim sklepie i przebywała prawie wyłącznie wśród rodaków. Jej faktyczny kontakt z angielskim mimo mieszkania w UK był więc minimalny, dlatego taki wyjazd w żaden sposób nie wpłynął na poprawę jej umiejętności ani przełamanie bariery w mówieniu.
Samo mieszkanie za granicą nic więc nie da, jeśli nie otworzycie się na możliwości, jakie taki wyjazd oferuje. Pamiętajcie, że to nie tylko okazja do podszkolenia języka, ale również poznania ludzi z całego świata, kultury i obyczajów danego kraju, którego języka się uczycie. Dzięki temu nauka staje się dużo ciekawsza i dużo bardziej praktyczna niż w szkolnej ławce. A o to przecież chodzi:)
Istotne jest też to, co zrobicie z uzyskaną wiedzą po powrocie do kraju. Będziecie kontynuować naukę, otaczać się językiem na co dzień czy po prostu…odpuścicie? Bez determinacji, aby mówić coraz lepiej, pewność siebie i „rozgadanie” prędzej czy później się ulotni, a wy znowu znajdziecie się w punkcie wyjścia. Dlatego tak ważne jest wyrobienie w sobie nawyku nauki języka obcego niezależnie od tego, na jakim etapie nauki się znajdujecie.
Kilka pomysłów na to, jak to zrobić znajdziecie w jednym z moich poprzednich wpisów: 12 codziennych nawyków, które poprawią twój angielski.
Jeśli więc zastanawiacie się nad wyjazdem za granicę na kurs językowy lub macie możliwość pobytu w kraju anglojęzycznym przez dłuższy czas, to nie wahajcie się ani chwili. Zanim jednak zaczniecie pakować walizkę, zaplanujcie sobie ten wyjazd tak, aby mieć jak najczęstszy kontakt z językiem, jak to tylko możliwe. Sama z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że takie doświadczenie może okazać się wyjątkowo budujące i rozwijające, tak jak to było w moim przypadku. Dzięki studiom i pracy w Londynie na zawsze pozbyłam się bariery w komunikowaniu się w języku angielskim, a także zyskałam bezcenną wiedzę, że rzucona na głęboką wodę, w nowe środowisko i tak sobie poradzę. A jedynym sposobem, aby się o tym przekonać było wyjście z mojej osobistej strefy komfortu i postawienie przed sobą prawdziwego wyzwania, z którym musiałam zmierzyć się w pojedynkę.
Ciekawa jestem, jakie są wasze doświadczenia z zagranicznymi wyjazdami i czy kiedykolwiek mieliście okazję pomieszkać w innym kraju trochę dłużej. A może planujecie taki pobyt w najbliższym czasie?