Jak NIE uczyć się angielskiego
Wielu słuchaczy bardzo często zadaje mi pytania odnośnie tego, jak najskuteczniej uczyć się angielskiego. Zwykle w takiej sytuacji przedstawiam im kilka sprawdzonych przeze mnie sposobów, jednocześnie zachęcając do samodzielnych poszukiwań metody, która najlepiej się w ich przypadku sprawdzi. Prawda jest taka, że każdy uczeń jest inny i inaczej reaguje na dany materiał. Wszystkich tych, którzy wciąż szukają tej jednej cudownej metody, która w krótkim czasie pomoże im opanować język muszę zmartwić – coś takiego po prostu nie istnieje. Nie ma jednej, uniwersalnej metody, która sprawdzi się w każdym przypadku. Gdyby tak było, Polska byłaby krajem słynącym z poliglotów, a jak wiadomo rzeczywistość wygląda nieco inaczej;) Ponadto istnieje szereg przekonań dotyczących nauki angielskiego pokutujących wśród słuchaczy, które zamiast pomagać, robią więcej szkody niż pożytku. Najczęściej są to metody, które większość z nas pamięta jeszcze z czasów podstawówki, w których no cóż, przynajmniej za moich czasów nauka języków obcych nie wyglądała najlepiej. Niekiedy jednak jesteśmy po prostu przyzwyczajeni do danej metody uczenia i z czystego lenistwa nie chce nam się poszukać czegoś bardziej adekwatnego. A czasem zwyczajnie brakuje nam kogoś, kto by nam te błędy w sposobie uczenia uświadomił (patrz: trener):)
Dzisiejszy wpis ma za zadanie przedstawić Wam popularne błędy, jakie w moim odczuciu popełniają zwykle słuchacze języka angielskiego (choć swoja drogą te błędy są podobne również w przypadku słuchaczy innych języków obcych) podczas nauki. A więc jeżeli uczysz się angielskiego od jakiegoś czasu i zauważyłeś, że a) nauka cię frustruje lub b) ciężko Ci zauważyć pozytywne rezultaty swojego wysiłku, być może przeszkadza Ci w tym któraś z tych rzeczy. Oto one:
1. Porównywanie języka angielskiego do polskiego
To numer jeden na mojej liście i zdecydowanie najczęstszy błąd, jaki popełniają moi uczniowie i słuchacze języków obcych ogółem. Dlatego chciałabym od razu na wstępie powiedzieć (drukowanymi literami), że tych obu języków NIE MA SENSU PORÓWNYWAĆ, GDYŻ SĄ TOTALNIE RÓŻNE. Gramatyka angielska diametralnie różni się od polskiej: m.in. czasy nie mają swoich odpowiedników, szyk zdania jest inny, inaczej tworzymy pytania, w polskiej gramatyce próżno szukać też przedimków czy phrasal verbs…lista przykładów ciągnie się w nieskończoność. Trzeba sobie zdać sprawę raz na zawsze z tego, że porównywanie gramatyki angielskiej do polskiej niczemu nie służy. To tak, jakbyście chcieli porównać zwykłą szczoteczkę do zębów z elektryczną – w sumie to samo, ale całkiem inne zasady funkcjonowania;) A więc jeszcze raz, żeby było jasne – gramatyka angielska to jedno, a gramatyka polska – drugie. O rodzimej gramatyce na lekcjach (przynajmniej moich) zapominamy. Koniec kropka. No!;)
2. Sprawdzanie wszystkich nowych słówek
…A potem wypisywanie je w rządku gdzieś w zeszycie z myślą, że kiedyś na pewno do nich wrócisz. Ciekawe ile razy się to wydarzyło:) Oczywiście nie chcę się tu czepiać. Nie ma nic złego w takiej nauce słówek, jeśli komuś sprawia ona przyjemność. Ja jednak myślę, że dużo lepiej jest czerpać przyjemność z samej czynności czytania w obcym języku, nie skupiając się wcale na rozumieniu wszystkich słówek. Poza tym umówmy się, czytanie książek czy artykułów w oryginale samo w sobie jest trudne – są to przecież teksty z zasady przeznaczone dla native speakerów. Nie ma absolutnie nic złego w tym, że nie rozumiemy wszystkiego, ba, jeżeli uda nam się ogarnąć ogólny kontekst to i tak już połowa sukcesu. Nie ma co tracić czasu na wyszukiwanie wszystkiego w słowniku, bo w ten sposób przyjemność z czytania gdzieś się zagubi, a nie o to przecież chodzi. Poza tym często to sam początek jest najtrudniejszy – w miarę jak czytamy zwykle przyzwyczajamy się po jakimś czasie do konkretnego stylu narracji i kontekst staje się bardziej zrozumiały. Swoją droga czytanie w obcym języku uaktywnia nasza pasywną znajomość słówek (tych, które kojarzymy niejako „z widzenia”, ale nie potrafimy użyć w praktyce), co później pomaga w zastosowaniu ich „na żywo”. Polecam zatem czytanie…dla przyjemności:) A jeśli chodzi o naukę słówek, to zamiast frustrować się podczas lektury książki, lepiej spędzić trochę czasu na stronie Memrise lub innym Quizlecie. Serio serio.
3. Przeświadczenie, że języka obcego można nauczyć się szybko, np. w 3 miesiące
Nie pamiętam ile razy musiałam weryfikować tego typu przekonania i pocieszać tych najbardziej wkurzonych brakiem (w ich mniemaniu) widocznych rezultatów. No bo jak to! Oni uczą się już 3 miesiące/rok/dwa lata, a mimo to Present Perfect ciągle miesza im się z Past Simple, phrasal verbs jakoś tak szybko wypadają z głowy, a zastosowanie 3 conditionala, to już w ogóle czarna magia. Nauka języka jest sama w sobie procesem złożonym i czasochłonnym i pierwsze, co się powinno zrobić, to wyluzować i uzbroić w cierpliwość. Nikt nie mówił, że będzie łatwo! No może poza tymi szkołami, które reklamują kursy typu „nauczymy Cię mówić w miesiąc”, albo obiecują inne gruszki na wierzbie (o tego typu rewelacjach będzie pewnie na blogu przy innej okazji). A więc podsumowując, jeśli czegoś jeszcze nie opanowałeś, to znaczy, że za mało miałeś praktyki. Więc po prostu od razu zabierz się za odrabianie pracy domowej, kiedy skończysz czytać ten wpis:)
4. Robienie przerw w nauce
Proste. Jeżeli chodzisz na zajęcia systematycznie, to powtórki i kontakt z językiem masz jak w banku. Jeżeli poza uczeniem się podczas lekcji robisz coś jeszcze w domu (np. czytasz, oglądasz seriale w oryginale itp.) – super! Uwierz mi, tym lepiej dla Ciebie. Na pewno każdy z Was wie, jak ciężko wrócić do nauki języka po dłuższej przerwie. Nagle rzeczy które pół roku temu wydawały się banalne, teraz wydają się mniej zrozumiałe, gramatyka zawiła, słówka też jakoś tak nie chcą przyjść na myśl w odpowiednim momencie i w ogóle dramat. Jak temu zapobiec? Nie rezygnuj z zajęć! Dwa tygodnie przerwy czy nawet miesiąc to jeszcze nie tragedia, ale pół roku zrobi swoje, zwłaszcza jeśli jesteśmy na jednym z podstawowych poziomów. Jeżeli chodzi o naukę języków obcych, to zachowanie ciągłości i systematyczność to podstawa. Każdy lektor Wam to powie, ale skoro już tu jestem, to powiem to ja:)
5. Uczenie się słówek „na blachę”, bez kontekstu
Bez kontekstu = bez sensu. Dlaczego język angielski nas wkurza? Bo na jedno słówko przypada 10 000 znaczeń w zależności od kontekstu wypowiedzi. Np. słówko branch po polsku oznacza gałąź, ale również oddział firmy, odnogę rzeki, zjazd czy jeśli użyjemy go jako czasownika to branch i dodamy przyimek out – rozwijać się. Albo znowu jedno słówko może posiadać milion wersji. Wystarczy chociażby spojrzeć na popularne drunk. Po polsku powiemy pijany i pozamiatane, a po angielsku słówek do wyboru, do koloru: trashed, sloshed, wasted, buzzed, tanked up, boozed up i tak dalej, i tak dalej. W przypadku języka angielskiego nie warto więc uczyć się słówek wyrwanych z kontekstu – dużo lepszym sposobem jest wypowiadanie ich na głos używając pełnych zdań, które pomogą nam dopasować słówko do odpowiedniego kontekstu, np. His company branched out quickly so he had to set up a few branches in different cities.
5. Olewanie gramatyki
Niestety dla wszystkich, tych malkontentów, którzy nienawidzą uczyć się gramatyki mam złą wiadomość – gramatyka jako taka musi być i nie można jej zwyczajnie olać. Oczywiście zawsze znajdą się tacy, co będą uparcie twierdzić, że dogadają się bez znajomości zasad gramatycznych, ale w jakiej to będzie formie już nie mnie oceniać, tylko tym, którzy będą się podczas rozmowy głowić nad tym, „co autor miał na myśli”. Nam, lektorom, zawsze łatwiej zrozumieć polskiego słuchacza jeśli popełni błąd, bo zwykle w małym palcu mamy najpopularniejsze kalki językowe z rodzimego języka. Gorzej, kiedy mamy do czynienia z obcokrajowcem, który przyzwyczajony jest do czegoś zupełnie innego. Warto więc tym razem skapitulować i nauczyć się zasad rządzących językiem angielskim po to, żeby zrozumieli nas w takim samym stopniu zarówno w Anglii, jak i w Indiach czy na Bora-Bora.
6. Strach przed popełnianiem błędów
Większości uczniów wydaje się, że to jakiś straszny wstyd i obciach, kiedy popełniają błędy mówiąc po angielsku. Pół biedy, kiedy dzieje się to na lekcji wśród znajomych kursantów i pod okiem nauczyciela, trochę gorzej, kiedy musimy się dogadać z obcymi, a już najgorzej jest wtedy, kiedy tymi obcymi są native speakerzy. Otóż tajemnicą poliszynela jest to, że nativi mają gdzieś Wasze błędy gramatyczne, co najwyżej zastanowią się chwilę dłużej, kiedy wymówicie jakieś słówko niepoprawnie i po prostu nie będą w stanie tego słówka zrozumieć. To oczywiście naturalne, że pewne dźwięki wymówić nam łatwiej, niektóre trudniej, ale practice makes perfect! Popełnianie błędów naprawdę jest ok, ba, nawet sami rodowici mieszkańcy krajów anglojęzycznych sadzą byki, gdzie popadnie. Skupianie się tylko na tym, co nam nie wychodzi nie sprzyja nauce, a wręcz przeciwnie – demotywuje. Bierzcie przykład z mojego ucznia, poziom słabe A2, lat na oko 60. Na moje zajęcia przyfrunął ostatnio jak na skrzydłach pochwalić się, że udało mu się dogadać z klientem, któremu zepsuł się samochód. Rozmowa oczywiście poparta była dużą ilością gestykulacji i mimiki, ale cel został osiągnięty – klient zdecydował się zostawić swoje auto do naprawy. Morał z tego taki, że popełnianie błędów, to jeden z nieodzownych elementów nauki więc raczej nie warto z tego powodu zamykać się w sobie. Zamiast tego lepiej zacząć czerpać radość z posługiwania się obcym językiem – nawet w mocno jeszcze niedoskonałej formie:)
Uff to już wszystkie punkty na mojej dzisiejszej liście. Ciekawa jestem czy odnaleźliście na niej jakieś swoje przyzwyczajenia. Dajcie znać w komentarzu co myślicie i czy macie jakieś inne przykłady na to jak się NIE uczyć języków obcych.