Dlaczego nie uczę online
Ostatnio dużo częściej niż dotychczas dostaję wiadomości z pytaniami o zajęcia online i czy moja oferta taką opcję obejmuje. Niby nie ma w tym nic dziwnego – zajęcia na Skype z każdym rokiem zyskują coraz większą popularność i z tego, co mi wiadomo bardzo duża część uczących się angielskiego bardzo sobie tę formę nauki chwali. Z drugiej strony fakt, że moja marka osobista z każdym miesiącem rośnie w siłę sprawia, że propozycje współpracy spływają od pewnego czasu z całej Polski. Niesamowicie mnie to cieszy, ale jednocześnie jest mi przykro, że za każdym razem muszę odmawiać zainteresowanym. Niektórzy mogą pomyśleć w tym momencie, że jestem mało postępowa, nie idę z duchem czasu i nie ogarniam technologii. A ja taką decyzję podejmuję w 100% świadomie, ba, mam nawet całkiem sensowne wytłumaczenie tego, że z zajęciami online jak dotąd zupełnie nie było mi po drodze. Zawsze miałam do nich bardzo ambiwalentny stosunek i właśnie dlatego nie zdecydowałam się umieścić ich jeszcze w swojej ofercie. Jeżeli czegoś w 100% nie czuję, to po prostu tego nie robię.
Oczywiście nie jest prawdą, że nigdy nie miałam doświadczenia w prowadzeniu zajęć online, a moja decyzja wynika z niewiedzy czy braku umiejętności – wręcz przeciwnie. Zdarzało mi się prowadzić zajęcia na Skype w przeszłości, ale zawsze prędzej czy później coś mnie do tej formy zniechęcało i nigdy tak naprawdę nie poczułam, że to jest to. W mediach społecznościowych obserwuję koleżanki i kolegów lektorów, którzy swoje biznesy prowadzą w całości online, mało tego – uczynili z tego swój największy atut, który tym bardziej przyciąga do nich klientów spragnionych tej jakże wygodnej formy nauki. Widzę, że się rozwijają, że ich oferta jest atrakcyjna dla słuchaczy i że nie narzekają na brak klientów – i to jest super! Dlaczego więc ja nie zdecydowałam się pójść na rękę przyszłym potencjalnym słuchaczom i wciąż upieram się przy zajęciach stacjonarnych? Jeżeli jesteście ciekawi moich powodów, to najważniejsze znajdziecie poniżej.
No dobra nie jestem z Wami do końca szczera;) Prawda jest taka, że obecnie zajęcia na Skype prowadzę…ale tylko z jedną uczennicą, która ze spotkań stacjonarnych (a więc co za tym idzie dojazdów do mnie) musiała zrezygnować ze względu na pracę. Ponieważ dobrze nam się wcześniej pracowało, zgodziłam się na takie rozwiązanie, ale jest to jak dotąd jedyny wyjątek od reguły.
Nie lubię używać kompa dłużej niż muszę
Zajęcia stacjonarne mają tę istotną dla mnie przewagę, że nie muszę gapić się w ekran komputera przez cały czas trwania lekcji. Oczywiście laptopa używam podczas każdych moich zajęć, jednak w zdecydowanie mniejszym stopniu niż miałoby to miejsce przy prowadzeniu ich np. na Skype. Tak na marginesie praca przed komputerem w dużym stopniu przyczyniła się do tego, że w ciągu ostatnich kilku lat mój wzrok znacznie się pogorszył. Nie wyobrażam sobie siedzenia przed komputerem kilku godzin dziennie ucząc, później pisząc posty na bloga i np. wysyłając jeszcze prace domowe czy sprawdzając je, co też musiałoby się odbywać online. Spędzam przed ekranem mnóstwo czasu i naprawdę nie chcę, żeby było go jeszcze więcej. Nie chcę tego robić moim oczom, bo już teraz czuję ogromną różnicę w porównaniu z czasami, kiedy uczyłam tylko w szkołach językowych i nie prowadziłam bloga.
Mam doskonałe warunki lokalowe + zero dojazdów
Zajęcia na Skype są świetnym rozwiązaniem, w przypadku kiedy nie ma możliwości prowadzenia ich stacjonarnie. Ja akurat na brak miejsca nie narzekam – zajęcia poranne prowadzę w swoim mieszkaniu, a popołudniowe w mieszkaniu moich rodziców, gdzie mój stary pokój pełni rolę „klasy”. Oba mieszkania oddalone są od siebie o jakieś 500 m, co z kolei sprawia, że poza drobnymi wyjątkami, nie muszę nigdzie dojeżdżać. Pewnie, że w przyszłości chciałabym mieć lokal z prawdziwego zdarzenia urządzony po mojemu, ale póki co obecne rozwiązanie bardzo dobrze się sprawdza. No i zawsze mogę przywitać moich porannych kursantów świeżo zmieloną kawą:D Niektórzy z nich wręcz przyznają, że specjalnie czekają na ten moment poranka. Na Skype póki co nie ma jeszcze takiej opcji;)
Bliższy kontakt z kursantami
To akurat jest kwestia bardzo względna – nie każdy przecież musi lubić i cenić bardzo bezpośredni kontakt ze słuchaczem i absolutnie się temu nie dziwię. Jednak ile bym nie narzekała na intensywność zajęć indywidualnych, to jednak w głębi serca bardzo pasuje mi ten rodzaj współpracy, który według mnie jest dużo bardziej osobisty niż na Skype. Są też oczywiście pewne minusy tego rozwiązania, ale to chyba temat na osobny post;)
Negatywne doświadczenia
Dotychczas miałam niestety głównie kiepskie doświadczenia z zajęciami online. Być może nie miałam po prostu szczęścia do słuchaczy? W każdym razie wszystkie tego typu współprace kończyły się bardzo szybko mimo szumnych deklaracji. Miałam też wrażenie, że tym osobom znacznie łatwiej było odwołać zajęcia lub się na nich po prostu nie pojawić. Zdarzały się odwołania w trakcie zajęć, a także długo po zajęciach, kiedy uczeń dopiero po czasie przypominał sobie, że miał w nich uczestniczyć. Trudniej mi też było egzekwować spóźnione płatności, odwołania czy brak pracy domowej. Mam wrażenie, że zupełnie inaczej reagują kursanci, kiedy powie im się coś prosto w oczy, a inaczej, kiedy kontakt z daną osobą mam tylko wirtualny. To oczywiście bardzo subiektywna opinia – poprawcie mnie, jeśli się mylę.
Problemy techniczne mnie wkurzają
Kiedy nie ma wi-fi, internet przerywa lub jakość połączenia jest słabej jakości, to momentalnie z oazy spokoju zmieniam się w kłębek nerwów;) Wprost nienawidzę, kiedy coś nie działa tak jak powinno, a tym bardziej kiedy wina nie leży po mojej stronie. Wielokrotnie zdarzało mi się prowadzić zajęcia z dużym opóźnieniem, bo np. uczeń nie ogarnął mikrofonu, albo miał słaby internet, albo łączył się ze mną będąc w kawiarni lub na ulicy nie uprzedzając mnie o tym wcześniej więc siłą rzeczy dochodziły do mnie wkurzające odgłosy z zewnątrz. Nie lubię prowadzić lekcji w takich warunkach i nie uważam też, że nie ma to wpływu na przebieg lekcji. Problemy techniczne rozbijają zajęcia, rozpraszają ucznia, wprowadzają niepotrzebną nerwową atmosferę i marnują cenny czas. Rzadko kiedy udaje mi się wtedy zrealizować zamierzony plan lekcji, a na tym zwykle najbardziej mi zależy. Z wyżej wymienionych powodów nigdy nie prowadziłam też zajęć w kawiarniach na mieście choć wielokrotnie proponowano mi takie rozwiązanie. Wolałam zrezygnować wtedy z potencjalnej, często bardzo obiecującej współpracy, niż pójść na rękę w tej akurat kwestii. No cóż, jak widać wymagam konkretnych warunków podczas prowadzenia zajęć i tego się trzymam;)
Wolę spotkania w realu
Często rozmawiając z lektorami, którzy na co dzień uczą online słyszę, że po całym tygodniu spędzonym na wirtualnych lekcjach czują, że za wszelką cenę muszą „wyjść do ludzi”. Rozumiem to uczucie, bo przecież kontakt online nigdy nie zastąpi tego realnego – z człowiekiem z krwi i kości. W dobie wszechobecnych mediów społecznościowych i spłycania relacji, osobiście bardzo cenię sobie codzienny kontakt z moimi kursantami. Dzięki temu nawet pracując z domu, a więc teoretycznie w osamotnieniu, takie uczucie jest mi zupełnie obce. Dziennie prowadzę między 4 a 6 lekcji o różnej dynamice. To tak naprawdę osobne, intensywne spotkania, z których każde wnosi do mojego dnia coś innego. Oczywiście nie zawsze są to wyłącznie pozytywne emocje, ale w ogromnej większości tak właśnie jest. I dlatego zawsze będę stawiać zajęcia stacjonarne ponad tymi online.
Niezależnie od tego, czy jestem zwolenniczką zajęć online czy nie, od dawna obserwuję, że coraz więcej lektorów decyduje się na takie rozwiązanie. Również uczniowie interesują się nauką na odległość i wielu taką właśnie formę wybiera. Na chwilę obecną nie planuję rozszerzenia mojej oferty, ale jak wiadomo tylko krowa nie zmienia zdania, więc nie chciałabym tu też składać jakichś publicznych deklaracji, że nigdy to nie nastąpi;) Być może za jakiś czas moja perspektywa się zmieni i będę szukać innych sposobów na przyciągnięcie nowych słuchaczy. Póki co jednak pozostaję tradycjonalistką i w kwestii prowadzenia swoich zajęć zdecydowanie wybieram real.
Wiem, że wśród Czytelników tego bloga jest zarówno wiele osób, które uczą się online, jak i wielu lektorów, którzy wybrali właśnie taką opcję prowadzenia zajęć. Bardzo jestem ciekawa, jakie są Wasze doświadczenia w tym temacie i czy zgadzacie się z niektórymi z moich powodów. A może uważacie, że mimo wszystko powinnam dać zajęciom online szansę i poważnie rozważyć wprowadzenie ich do swojej oferty?