3 językowe wpadki, które prawdopodobnie zaliczasz rozmawiając z native speakerami
Nieocenioną pomocą podczas nauki angielskiego i czynnikiem, który znacznie ją przyspiesza jest możliwość regularnego rozmawiania z native speakerami lub w najlepszym przypadku – dłuższy pobyt za granicą. Niestety nie każdy ma takie szczęście lub możliwość, aby szlifować swoje kompetencje językowe w anglojęzycznym środowisku, a często najbliższym punktem odniesienia jest dla ucznia podręcznik przerabiany na danym kursie. Są jednak takie kwestie dotyczące języka obcego, z którymi można się zapoznać właściwie tylko mieszkając w danym kraju. To dlatego jadąc do Stanów czy Wielkiej Brytanii mimo teoretycznie wysokiego poziomu wciąż możecie czuć się niepewnie podczas rozmów z native speakerami, bo nagle zdajecie sobie sprawę, że nie tylko używają oni zupełnie innych zwrotów od tych, które doskonale znacie ze swoich podręczników, ale wcale nie mają też zamiaru mówić do Was wystarczająco wyraźnie, abyście mogli je wszystkie w spokoju opanować:)
Doskonale wiem jak frustrujące i zniechęcające może to być uczucie – sama to kiedyś przerabiałam! Dlatego dzisiaj postanowiłam podzielić się z Wami moim doświadczeniem i pokazać Wam 3 językowe wpadki, dość powszechne wśród Polaków, które możecie zaliczyć będąc z wizytą w UK. Uświadomienie sobie tych „błędów” (celowo używam tu cudzysłowia, gdyż teoretycznie nie są to błędy sensu stricto) pozwoli Wam nie tylko brzmieć bardziej naturalnie po angielsku, ale również poczuć się swobodniej w rozmowie z native speakerami – jeśli tylko będziecie mieli taką możliwość.
1. „How are you? I’m fine.” to relikt przeszłości
Ten klasyk, to jeden z pierwszych mini dialogów, jakie poznajecie podczas zajęć z języka angielskiego. Sęk w tym, że…nie jest już aktualny. O ile większość z Was prawdopodobnie zdaje sobie sprawę, że pytanie How do you do? już dawno przestało być używany gdzieś indziej poza królewskim dworem, to przypadek How are you? i typowej odpowiedzi, czyli I’m fine. już może nie być tak oczywisty.
W rzeczywistości, w codziennych sytuacjach funkcjonują inne, dużo bardziej popularne alternatywy. Zamiast How are you?, Brytyjczyk wybierze raczej jedną z poniższych opcji:
- Alright?
- You alright?/You OK?
- How’s it going?
- How (are) you doing?
- How are things?
- How’s everything?
- How’s life?
Odpowiedź I’m fine też raczej rzadko można usłyszeć z ust native speakera. Dużo częściej spotkacie się z poniższymi reakcjami:
- (I’m) good, you?
- Doing good/alright/well.
- Alright, ta.
- Pretty good.
- Not too bad, thanks.
- Been better. (chociaż rzadziej niż pozostałe)
Pamiętajcie też, że tak naprawdę Wasza odpowiedź…nie musi być wcale zgodna z prawdą. Brytyjczycy nie należą do nacji, które ingerują w prywatność swojego rozmówcy i najbardziej na świecie nie chcą, aby ktokolwiek w ich towarzystwie poczuł się niekomfortowo – bo wtedy oni też czują się tak samo;) Ten krótki dialog radziłabym więc raczej traktować jak zwykłe pozdrowienie i wstęp do small talku ze strony Brytyjczyków niż wyraz żywego zainteresowania Waszym faktycznym samopoczuciem. Nikt nie będzie od Was wymagał odpowiedzi zgodnie z prawdą, nawet jeśli danego dnia czujecie się fatalnie.
2. Polite forms są wszechobecne!
Kolejny punkt to absolutna podstawa, zwłaszcza jeśli wybieracie się do UK na dłużej. Brytyjczycy na co dzień są hiper uprzejmi wobec siebie, dlatego tak ważne jest pamiętanie o tzw. polite forms w codziennych interakcjach.
Dla nas – Polaków, dodawanie do każdego zdania słówek please i sorry może wydawać się grubą przesadą, bo przecież kiedy my przy stole prosimy kogoś np. o podanie soli wystarczy nam prosty komunikat „podaj sól” i wszyscy są zadowoleni. Niestety w UK to tak nie działa, a zwrócenie się do kogoś w ten sposób tj. pass me the salt zostanie odebrane jako nieuprzejme. Pamiętajcie więc o słówku please za każdym razem, kiedy zwracacie się do kogoś z jakąkolwiek prośbą. Dodawani słówka sorry na początku zdania jest również bardzo powszechne, bo Brytyjczykom zawsze zależy na tym, aby być super uprzejmym – niezależnie od sytuacji. Dotyczy to również odpowiedzi, gdy ktoś Wam coś proponuje, bo zwykłe yes czy no to trochę za mało. Zamiast tego pamiętajcie o tym, aby za każdym razem zwrócić się do rozmówcy z dużo bardziej uprzejmym Yes, please lub No, thank you/thanks.
Do tej pory pamiętam, kiedy mieszkając w Londynie już jakiś czas znajomy zwrócił mi uwagę na to, że jestem dość oschła w stosunku do sprzedawców w supermarkecie. A ja byłam zupełnie nieświadoma tego, że moje standardowe „Can I also have a bag?” w uszach Brytyjczyków brzmi słabo. W takiej sytuacji dużo bardziej naturalnie brzmi (Sorry) Could I have a bag, please? Lub ewentualnie (Sorry) Could you bag this for me, please? 10 lat nauki w szkołach językowych i CPE na koncie, a ja miałam problem z komunikacją w tak trywialnej zdawałoby się sytuacji;) Jak widzicie – człowiek uczy się całe życie!
3. Apostrof ma znaczenie
Ostatni punkt to kolejny językowy niuans, z którym prawdopodobnie zetkniecie się dopiero mieszkając w UK. Native speakerzy, jeśli odnoszą się do wizyty w jakimś supermarkecie bardzo często zamiast np. I went to Tesco powiedzą – I went to Tesco’s, czyli zastosują apostrof sugerujący formę dzierżawczą. Mimo, że brzmi to trochę dziwnie – w końcu Tesco to po prostu nazwa własna sieci supermarketów, a nie sklep należący do właściciela o nazwisku Tesco;) Jednak w Wielkiej Brytanii w codziennym języku funkcjonują jeszcze pozostałości z czasów, kiedy na typowej high street można było zrobić zakupy w sklepikach należących do jeden osoby – sprzedawcy ryb (fishmonger’s), rzeźnika (butcher’s) czy np. Smith’s (sklep należący do sprzedawcy imieniem Smith). Stosowanie apostrofu w odniesieniu do sieci supermarketów jest więc bardzo powszechne.
Podobnie sprawa wygląda w przypadku odwiedzania znajomych. Zamiast typowego dla Polaków: I went to Peter yesterday (Poszedłem wczoraj do Piotra), które brzmi formalnie i sugeruje raczej wizytę w celu otrzymania pomocy, tak jak w przypadku I went to (see) a doctor, Brytyjczyk powie raczej: I went to Peter’s (yesterday). Ewentualnie I visited Peter yesterday, choć ta druga opcja brzmi bardzie formalnie. Niby niewielka różnica, ale jednak.
Oczywiście żaden z powyższych przykładów nie uwydatnia jakichś karygodnych błędów gramatycznych i nikt nie urwie Wam głowy, jeśli akurat zdarzy się Wam np. pominąć w rozmowie słówko sorry czy please. Moim zadaniem jest przede wszystkim pokazanie, że niektóre zwroty funkcjonują w języku angielskim na co dzień, a niekoniecznie spotkacie się z nimi w podręcznikach. Pamiętając o wspomnianych przeze mnie przykładach nie tylko poczujecie się swobodniej rozmawiając z native speakerami, ale również unikniecie niepotrzebnych nieporozumień.
A Wy mieliście kiedyś okazję zetknąć się z którymś z przykładów powyżej?